I znów zbliża się rocznica niezwykłego doświadczenia. Spojrzę sobie na nie dzisiaj.
Styczeń – Luty 2015 roku
Znalazłam w komputerze mojej miłości dialog z Anną. Od wiosny 2014 roku mieszkamy w naszym domu. Wieś, dom na wzgórzu – taki sobie wymarzyłam. Nie ma jednak sielanki. SMS-y i wiadomości na GG, płyną wartkim strumieniem. Kiedy mówię: dość – mój partner tłumaczy mi, że kiedy mówię, to stoję tyłem do niego. Rozpacz rozdziera mi serce. Staję, więc przodem i powtarzam, że to nie tak miało być. Czuję, że wszystko jest nie tak. Jak to zmienić? Jak to wytrzymać? Tylko ja, okoliczne drzewa, pola i moi opiekunowie wiedzą, że godziny spędzone na marszach i alko, pozwoliły mi się nie zabić od razu.
Tylko na raty! Gdybym ja wówczas wiedziała o noszonym w sobie samozadręczaniu się, samokaraniu.
Najważniejsze dla mnie wówczas – nie czuć tego bólu lekceważenia, odrzucenia. Przeżyć.
Jesienią 2014 rok, kiedy już za często bywało kiepsko, postanowiłam pójść po pomoc do psychiatry.
– Bardzo źle się czuję – żalę się pogrążona w smutku.
-To depresja – stwierdza młoda pani doktor.
I tak jestem w trakcie leczenia depresji. Jest ulga – to moja wina. Czyli on nadal jest do kochania i zabiegania o niego. Dam radę. Będę się leczyć, a on będzie mnie wspierać. Jestem ważna, wyjątkowa, bo delikatna i wrażliwa – teraz to na pewno zobaczył. Zażywam psychotrop i szukam tutaj (świętokrzyskie) pracy dla siebie. Jestem tak bardzo uzależniona od swojego partnera, że życie toczy się w rytm jego akceptacji mnie lub jej braku. Raczej braku.
Uzależnienie. Zależność. Osobowość zależna. Dziś wiem, że mój najdroższy, nie miał mnie akceptować, ale pogardzać mną i lekceważyć.
Żyję w boleści, która rozrasta się do granic wytrzymałości. Nie widać końca tego koszmaru, więc wymyślam przerwanie swojego marnego żywota. Jest mroźna niedziela, stoję pod drzewem w sadzie i rozmawiam z siostrą taty.
– Ty kochana musisz iść do zakładu, tam ci pomogą. Ja nie mogę utrzymywać w tajemnicy twojego stanu- dzwonię do twojego ojca.
Zadzwoniłam ja.
-Tato, jutro przyjeżdżam. (Chcę się pożegnać). Mój kochany ma inną. Mój kochany ma mnie w dupie. Jestem tutaj tylko dla niego. Skoro nie jestem jedyna, ukochana, zdradza mnie – to jest koniec dla mnie.
Mój kochany już wówczas, kiedy mnie zachęcał do siebie w 2012 roku miał równolegle dwie aktywne partnerki. Takiego sobie wybrałam 🙁
Sprzątam mój samochód (wymarzona, czerwona honda). Jutro jadę do taty. Po pomoc, czy na pożegnanie!?
Jednak pojawia się niespodziewana akcja. Mój partner mnie dopada. Bije mnie po twarzy, ciągnie za włosy!(…) a na koniec ląduję w szpitalu psychiatrycznym. Miszcz!
Czy wówczas wiedziałam, że mój partner, to mój oprawca? Skąd! Myślałam – jest ciężko pomiędzy nami, musimy popracować nad sobą i związkiem. Jednak bardzo się kochamy i chcemy być razem – naprawdę tak to widziałam.
Wróciłam ze szpitalnej obserwacji do domu i czekałam zmiany. Bo to on przecież mnie skrzywdził. Musi to wiedzieć. Teraz mnie przeprosi. Ja mu wybaczę i już będzie tylko pięknie.
– Gówno prawda! – mówię już za niedługo, z rezygnacją. Słabo-silna. Infantylna.
Nie ma tej rezygnacji na tyle, żeby odejść, uciec do przodu. Wybrać SIEBIE. Zostaję jeszcze na 5 lat. Słabo-silna targa zagadnienie i targa siebie.
– A ładniej i coś więcej – ktoś poprosił
– Zostałam zwyktymizowana. Jednak chciałam być nadużyta. Taka prawda.
– Święta prawda! – ten ktoś się zgodził. Reszta tylko nie rozumie.
I niechaj nikt, kto nie przeżywał podobnych …, nie odważy się wypowiedzieć ani słowa krytyki!