Oto jestem istotą miłości, która jest tutaj, żeby rozpoznawać brak miłości.
Większość mojego życia właśnie to potwierdza.
– Przemienię wszystko co gówniane…strach, zawiść, zazdrość, rozpacz, pogardę, stres, krzyk, oskarżanie, lęki, nienawiść i przemoc. Skoro to głównie odbierałam, to znaczy, że dam rade aż tyle zamienić w miłość, dobro, zachwyt i uniesienie! -oto mój manifest.
Wiele odbierałam jako atak na mnie. Czy słusznie? Nie wiem. Dużo było wokół mnie okoliczności, które nie wypływamy z ludzkiego serca, tylko ze strachu.
Bolało mnie, bo kiedyś zabolało kogoś. Osoby ważne dla mnie raczej prędzej niż później czytały mnie jak przebiegłego wroga, który myśli podstępnie, zawiedzie, którego jak im się wydawało, przejrzały. Jeśli nie oni pierwsi, to ja ich – takie to było myślenie. Wytresowani do walki o swoje, do przeczuwania, przewidywania niebezpieczeństw i im zapobiegania.
Zanurzam to wszystko w oceanie miłości. Moim wyborem jest zamienić wszystko co nie jest uwielbieniem, miłością, zachwytem, radością i szczęściem w rozanielające, wszechpotężne umiłowanie.
Dziękuję moim partnerom za zakochanie jakie przy nich czułam. Dziękuję za cudowne uniesienia serca, za głębokie spojrzenia, za śmiech, zachwyt każdą wspólną chwilą, za magnetyzm dotyku. Wspólny taniec, z którego zapamiętam tylko zachwyt sobą i pragnienie, i to uwielbienie bez końca. Reszty już nie pamiętam.
– Bardzo zabiegałam u Was o bezwarunkowe kochanie, akceptację i uwielbienie mnie. Przekraczałam granice, raniłam i nienawidziłam po wielokroć, bo nie dostawałam tego, czego potrzebowałam – uwagi i miłości – taka moja refleksja na finał.
– Mamo i Tato! Dziękuję Wam za życie i za wspólną drogę. Przygotowaliście mnie od „zera”. A właściwie na „mniej niż zero”. To był mój punkt wyjścia, punkt startowy w tym życiu. Przez większość czasu traktowałam Was jak oprawców. Nie wiedziałam o tym, ale żyłam jak gorsza, niechciana, skłonna do poświęceń i winna jako główna przyczyna tego, co się Wam, a potem komukolwiek nie udawało – to jest moje tłumaczenie.
Obarczanie odpowiedzialnością za to, co się nie udało. Zrzucanie na mnie swoich ciężarów i trudnych spraw. Traktowanie jak kogoś gorszego. Tym byłam oblepiona. To wciąż i wciąż powtarzało się w moim życiu.
– Zamieniam Mamo w miłość Twój strach, podejrzliwość, czekanie na klęskę, niedowierzanie w trwałość szczęścia, czucie się jak gówno – w milion iskierek miłości. Przeżyłam i dam radę to wszystko, co tak Ciebie trapiło i czym ja nasiąkłam, roztopić w miłości i uwielbieniu. Skarbem jesteś. Skarbem również byłaś będąc tutaj. Kocham Ciebie i Twoje istnienie. Widzę Twoje jasne oczy i rozwiane oczy, szczęście na buzi. Jesteśmy wolne! – szepczę cieplutko.
– Nie szukajcie winnych, nie lądujcie na barki innych, nie wyładowujcie swoich boleści, strachów, klęsk i niespełnienia oraz płonnych oczekiwań na słabszych. Nie zniewalajcie swoich bliskich, nie karmcie tym co gorzkie, śmierdzące. Nie ładujcie się, kiedy ich pokonujecie, gnoicie. To jest ułuda. Jest, a jednak tego nie ma. Przemieniam to w złoto, a potem w lśniące iskierki pulsującego światła. Jesteśmy wolni. Przemieniam to w sobie miłością i światłem. Takie moje zadanie. O to temu chodziło, żeby je przemienić. Już nie jest potrzebne – to przesłanie.
Przeczuwałam od dawien dawna, że coś tu nie jest tak. Jest inaczej niż mi się wydaje. Wędrówka do siebie, do tego kim w istocie jestem – to moje posłannictwo. Dziś mam dla swoich Rodziców tylko tkliwość, miłość i cudowne wspomnienia z ich bycia na ziemi, przy mnie.
Ne jestem małą, zlęknioną dziewczynką w ciele kobiety. Rozchwianą emocjonalnie, uległą, nauczoną, że można na nią zrzucić wiele, w strachu i obawach o siebie. To złudzenie programu, który rządził. To nieprawda. Oczy kłamią. Wybieram widzieć prawdę. Wybieram moc, boskość mnie. Wybieram widzieć prawdę.
To już uwalniam. Tego nie wybieram. To kąpię w błękicie nieba. Maluję kolorami tęczy. Potem oddaję wiatrowi. Niech zamieni w mieniące się nitki babiego lata. Zostawiam z tego szczerość, serdeczność i otwartość dziecka wypatrującego tylko radości i piękna świata. Jestem pulsującym światłem słońca i mocą istnienia Boga i świadomości.
Ja, błogosławiona istota miłości, która rozpoznała brak miłości.