Wiosna 2020 roku
Kiedy tak naprawdę zauważyłam, że jestem na drodze zmiany?
Na to, że coś tu jest na rzeczy wpadłam na samym początku XXI wieku. Z supermarketowego kosza zagadnęła do mnie książka „Zostań swoim najlepszym przyjacielem”. Wałkowałam ją przez kilka lat, w te i nazad. Zaznaczałam fragmenty, nosiłam do pracy, woziłam na wakacje… Podobnie jak maleńkiego, brązowego Misia Podróżnika, którego kupili mi rodzice podczas jednej z podróży nad morze. Miś gdzieś przepadł, ale książka wciąż stoi na półce i jest wciąż aktualna.
Myślałam o tym co poleciłbym osobie, która chce spotkać siebie, bez oblepień, w miłości. Nic szczególnego. Generalnie jestem przeciwna dawaniu rad, kierowaniu ludźmi, coachingowi. Wierzę w to, że życie samo nas prowadzi i jestem na to najlepszym dowodem. Nie uważam, że Eckhard Tolle, czy Matt Kelly, czy Anthony de Mello piszą, czy mówią głupoty. Dla mnie dzielą się swoimi wnioskami z doświadczeń, wglądami. Poruszył mną David R. Howkins ze swoją „techniką uwalniania”. Jednak, kiedy opowiedziałam kiedyś innemu psychiatrze o tym, że wreszcie udało mi się wejść w energię strachu, bólu zanurzyć się w niej głęboko i poczuć, kiedy ona się ulatnia, a ja pozostaję w stanie ulgi, odprężenia, to pokiwał głową ze zrozumieniem i współczuciem.
– Lubi się pani tak nurzać w swoich emocjach, prawda?
– Prawda. To mi pokazuje, że to tylko emocja i często prowadzi mnie do sedna sprawy, czyli do pierwszego razu, kiedy… Umiem to od niedawna i to uwalniające jest – wyjaśniłam.
– Ktoś u pani w rodzinie miał zaburzania afektywne? – pada troskliwe pytanie.
No i już, pozamiatane. Czyli to źle. Chrzanić, mi tam bardzo służy.
I tak w środku całego mojego burzliwego życia pojawia się wiosna 2020 roku. Wracamy na swoją wieś. Ja i On. Dźwięk telefonu.
– Mamo, mamo byłam u dziadków i wiesz dziadek ma sine pól twarzy, więc się nie przeraź. Podobno upadł na balkonie. Nie chcieli żebym wezwała karetkę. Ja już jestem w drodze, wracam do Warszawy.
To moja córka. Nie ma skłonności do paniki, nie stwarza nerwowej atmosfery, ale zasiać niepokój we mnie jej się udało.
Okazało się, że potrafię prowadzić samochód i zdalnie wezwać karetkę pogotowia do moich rodziców i ogarnąć całą resztę. Za kilka godzin jesteśmy w mieszkaniu rodziców, w którym jest już tylko mama, bo tatę zabrano do szpitala.
– Do którego szpitala mamo? -pytam wbijając w nią wzrok.
– A skąd ja mam wiedzieć – dziwi się, że w ogóle ją o to pytam. – Pojechał i nic mi nie powiedział. Najgorsze, bo nie wiem, kiedy wróci, czy czekać na niego z kolacją, czy sama jeść i kłaść się spać.
On musi wracać na wieś. Zostaję sama z mamą. Rankiem telefony do szpitali. Znalazłam ojca.
I tak to się zaczęło.
Mieszkam u rodziców. Ojciec sika do pieluchy. Ma Alzhaimera. Wpadam w panikę. Pierwsze w Polsce zachorowanie na koronawirusa. Ojca wypisują ze szpitala. Pierwsze badanie cukru. Pierwszy zastrzyk insuliny. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Mama kuleje i wciąż upomina się o uwagę. Ojciec majaczy i wyje z bólu. A ja ogarniam to wszystko i jeżdżę do pracy, albo pracuję z domu. Nie wiem jak, ale jakoś radzę sobie.
Nie ma wątpliwości – zaczęło się.
On bardzo mnie wspiera. Dzwonimy do siebie, przyjeżdża do mnie. Tęsknię za Nim i za naszym domem na wsi. Znów mi mówi, że mnie kocha.
Lockdowny, zakaz pracy w biurze. Jednak bierzemy rodziców na wieś. Będę razem z Nim. Pomoże mi. Będę u siebie. Będzie dobrze. Najważniejsze, że nie jestem sama. Tak myślałam
i tak czułam. To było kojące.
Kupa śmiechu. Wielka kupa śmiechu. Jednak śmieję się dopiero dziś. Kilka lat później. Gorzko się śmieję.
Życie jak podczas wojny. Nie wiadomo skąd padnie strzał. A razy spadają z każdej strony. Pretensje, problemy, bezsilność. Rozmawiam dwa razy w tygodniu z pewnym panem. Pan widzi więcej i potwierdza mi, że zaczęło się. Niczego dotąd nie widziałam, brnęłam na oślep, nie widząc Siebie.
– Jesteś pusta. Tak nie mogło zostać – twierdzi.
Ja słyszę, jednak pogodę w jego głosie, że to dobrze. Mam nadzieję, że w końcu będzie dobrze.
Rozmawiamy dalej i chyba mi to pomaga. To od niego dowiedziałam się, że wcale Go nie kocham, ani że On nie kocha mnie.
– Jesteście w jakimś handlowym układzie – usłyszałam pewnego dnia. – Czy ty jesteś autentyczna? Odpowiedz sobie na kilka pytań i wróć do mnie z wnioskami.
– Dobrze – tak zrobię.
Ja chyba śnię. Odpowiedzi samą mnie zaskoczyły. Idę w to dalej.
Jak jednak cholera w tym koszmarze znaleźć czas na siebie i dla siebie?! Boli. Chwila ulgi. Znów boli. Nic nie idzie tak, jak chciałabym. A ja wciąż mam nadzieję, że będzie dobrze.
Co to jest, jakiś wybuch nuklearny? On zostawia mnie samą na Boże Narodzenie `2020. Robię wigilię tylko dla rodziców. Sama świętuję z winkiem. A kupiłam takie cudne ozdoby na choinkę. Ręcznie robione i nowe światełka. Te artystyczne bombki ucieszyły kilka lat temu moich dobrych znajomych. Każdy dostał jedną, z miłością.
Kiedy postanowiłam już, że muszę odejść od Niego, opuścić nasz wspólny dom i wrócić z rodzicami do ich mieszkania, było dużo lepiej. Nie wiedziałam wtedy, że kiedyś tak bardzo będzie mi brakować Jego oddechu dochodzącego z drugiego końca łóżka a potem kojącego dotyku Jego ciała otulającego moje plecy.
I tak nadszedł 2 maja 2021 roku. Pada deszcz a my wyjeżdżamy. Wracam do Krakowa.