Wrześniowe światło, lekkie migotanie poruszanych wiatrem liści. Powietrze jest wilgotne, orzeźwiające. Przychodzą mi na myśl winogrona i Mazury, no i ta wieś z drzewami owocowymi i domem. Wcale za nią nie tęsknię… i czemu Mazury?
Mama bardzo wyjątkowo obudziła się dziś z suchą pieluchą.
– Pomóż mi ułożyć kołdrę, bo nie daję sobie rady – słyszę stękający głos z pokoju.
– Ale po co ją składać, przecież niedługo znów się położysz – mówię i idę robić dla niej śniadanie.
– Ja nigdy się nie kładę w ciągu dnia! Co ty wymyślasz! – protestuje ostro.
– Przecież wczoraj cały dzień leżałaś w pościeli – odpowiadam.
Słyszę „podnosne”, niezadowolone mamrotanie, ale nie chcę rozumieć słów. Po co mi to.
Mama i ja – to bardzo intrygująca i irytująca historia i jeszcze nie raz do niej wrócę…
A teraz o tym, że odczuwam olbrzymie zmęczenie tą moją wędrówką. To nie jest ani łatwa, ani przyjemna droga. Chciałabym, żeby się już skończyła. Wiele razy już miałam złudną nadzieję, że zbliżam się do końca, ale nie! Końca nie widać!
Po wielokroć zakładałam, że jak się naprawię, jak załatwię tą i tamtą sprawę, to wówczas zacznę realizować siebie i swoje plany i w r e s z c z c i e z a c z n ę ż y ć.
Bzdura! Już nawet nie chce mi się śmiać z siebie, kiedy o tym wspominam. Gorycz, pojawia się gorycz.
To najgorsze zaczęło się pod koniec lutego 2020 roku, czyli równo z początkiem panowania „najsłynniejszej choroby świata”. Już po kilku tygodniach wiedziałam, że z moim życiem dzieją się jakieś dziwne rzeczy i tak powstał zamysł pisania kroniki, kroniki mojego powrotu do SIEBIE.
Tworzę te zapisy dla mnie i dla każdego, kogo wesprą, komu dodadzą odwagi, kogo ukoją podczas najczarniejszych nocy i najtrudniejszych dni.
To takie świadectwo z prawdy, z bólu, łez i nadziei. I z głębokiego przekonania, że ma to sens.
Nie chcę nikogo uczyć, nikomu radzić jak żyć. Może dodać otuchy i wiary w to, że się da radę, że się tego życia, tej szansy nie zmarnuje.
Bo przyjdzie kiedyś taki dzień lub tylko chwila, kiedy człowiek usiądzie z SOBĄ i pomilczy lub porozmawia i to będzie naprawdę ON i o NIM.
Brzmi banalnie, ale to cholernie trudne a dla mnie najważniejsze.
Tak bardzo tęsknię za MNĄ … za spokojem serca.
To tylko taka odświeżająca, popołudniowa chwila w miejskim parku. Jest tatarak, wierzby płaczące, ptaki śpiewające i nawet lśniąca ważka. Pod drzewem mama karmi piersią swoje dziecko. Jeszcze absolutnie nie jest to jesień. To dopiero urokliwa końcówka lata.