Wczoraj bez sensu pojechałam do galerii handlowej. Kupiłam zaległy, świąteczny prezent, a potem reszta dnia trochę spochmurniała. Tam, gdzie jest dużo ludzi, tam też dużo różnych śmieci, które zbieram. Już w drodze powrotnej byłam jakaś inna, dziwnie pobudzona. Nie tak, bardzo nie tak. Teraz, kiedy konstruuję Siebie na nowo jestem jak świeżo ulepiony ludek z plasteliny. Lepka (niewyschnięta), miękka, łamliwa …
Lubię ciuszki, co widać po ilości zajętych wieszaków w szafie. I chociaż od dawna kupuję niewiele, jednak nadal niezmiennie cieszy mnie każdy świeży element, bądź tylko gadżet do ulubionej stylówki. Przy okazji odwiedzin w sklepie, ćwiczę podobanie się sobie. Znaczy to, że celowo spoglądam w swoje odbicia w witrynach. One już teraz są ładne, moje i czasem nawet budzą zachwyt.
Przy tej okazji, tylko na moment wspomnę sobie, swoje dawne zanurzanie się w brzydkim obrazie, a czasem nawet strach przed zobaczeniem rzuconego na szybę skanu mojej sylwetki, wyrazu twarzy. To był mój zapis, moje spojrzenie i nie podobało mi się. Taki skrypt, zapis w głowie i ciele. Wystarczył jednak tydzień, rok i kiedy wówczas moje spokojne, dobre oczy zobaczyły tamten zapis zewnętrznej mnie – bywałam nawet zachwycona. Zapominam to jednak. Zapominam tamtą konieczność widzenia siebie źle. Zastąpiłam go dobrocią, czułością, zainteresowaniem, zaciekawieniem wielobarwnością mnie. Nowy skrypt.
Teraz tworzę kolekcję samych dobrych wspomnień. (Nieprzyjemne były ze mną …dziesiąt lat). Przypominam sobie cudowne i radosne chwile spędzone z moją mamą. I to jest moja kolekcja. Pamiętam niebanalne ciuszki, które szyła dla mnie krawcowa. Sukienki, garsonki. Zawsze skórzane buty i ten fantastyczny pokój przygotowany dla mnie w naszym nowym domu 🙂 Wszystko nowiuteńkie. Wysoka, róża chińska, zabrana ze starego mieszkania, przeznaczona teraz, żeby zdobić moje królestwo. Kanapa do spania, którą dla mnie kupili rodzice służyła mi jeszcze w moim dorosłym, małżeńskim życiu. Albo ta śliczna, prawdziwa choinka z dzieciństwa, ustrojona srebrnymi łabędziami i lśniącym czubem? Przepiękna, pachnąca, kolorowa 🙂 Cudowne wspomnienia. Zabawa w fryzjerkę: ja mała mistrzyni, mama klientka, która chętnie zgadza się na zabiegi swojej dziewczynki.
Moja kolekcja, inny zbiór – pełen ciepełka, spokoju, radości dziecka. I jeszcze, (chcę to zapisać, ku pamięci) coś czego nie doceniałam od mamy – przejrzystość w rzeczach. Buty zawsze zabezpieczone po sezonie; kurtki, płaszcze i swetry uprane po zimie. papiery, dokumenty, opisane, posegregowane. Chapeau bas!
Szaleństwo na łyżwach, wycieczki rowerowe, wędrówki po lesie. Lalka Czarnulka i wiklinowy dla niej wózeczek i maleńki miś Wędrowniczek, kupiony na dworcu PKP, dla mnie małej, podobno płaczącej beznadziejnie przed wystawą jakiegoś kiosku. Roztkliwiający, goły zawsze, osobisty Murzynek Bambo. Najpierw własne radio (słuchałam na nim listy przebojów programu 3), potem wolkman i wreszcie wieża do słuchania muzyki z płyt i kaset :-D. Mam do dziś. Ciągle staje w każdym moim salonie i gra dla mnie dojrzałej. Teraz też sączy cichą muzyczkę. Euforia, wdzięczność. O to chodziło.
Dziękuję tobie Mamo, Mamo i Tato za życie i za każdy piękny, radosny, beztroski dzień, za kierpce, za skarpetki, które chroniły moje stópki przed piaskiem, za posoloną kanapkę ze smalcem, pomidorem i cebulą, za kakao w chorobie… za piękne swetry zamawiane specjalnie dla mnie małej i tej dużej. A ten piękny kożuch mam do dziś. Tylko to teraz warto mi pamiętać. I jakże mi z tym dobrze. Tak dobrze.
Wyrzucam więc kartki zapisane 76 odpowiedziami na pytanie: czego zabraniali mi rodzice? Jest tam m.in. prawa do samorealizacji; do tego żebym kwitła; prawa do wygodnego życia; prawa do zabawy; do rozpływania się nad moją wspaniałością, talentami; starania się o to, żeby mi było dobrze po mojemu; prawa do szanowania siebie…
Potargane. Nie wybieram już tego. Bez problemu. Nie wywołują bólu serca. Bo nie ma we mnie już żalu i pretensji do mamy, do taty – rozpuścił się. Serio! Zamienił się w miłość, akceptację, zrozumienie. Odnalazłam tamte zapisy w sobie, oglądam, czasem ożywiam i rozmawiam z nimi. Słucham jaką spełniały funkcje? Zawsze okazuje się, że były potrzebne i ważne. Zaprzyjaźniamy się i dostają ode mnie nową fuchę. To fajna zabawa. Jest tworzeniem z tego co jest, czegoś nowego – dla mnie. Robię to od kilku tygodni. Sukces! Działa! Jest zmiana.
Jeszcze takie wspomnienie z przeszłości: Ja, moje racje i potrzeby nie są ważne – nie wolno mi stać po swojej stronie. Mam pamiętać, że jestem gorsza i odnaleźć formę, w której przeżyję, ale to znaczy, że w podporządkowaniu? No tak, ale właścicielowi (rodzicowi, partnerowi, szefowi). Zawsze mam wiedzieć, jaki jest kurs INNYCH WAŻNYCH i według tego działać. Zamieniam ten czynny, sprawnie działający mechanizm obronny (bo jest według rozsądnego spojrzenia Dorosłego dekonstruujący) pożytecznie, na produkującą dla mnie linię produkcyjną.
W hipnoterapii, to „mediacja części.”
Podobnej transformacji poddaję starannie spisane podczas pobytu na tegorocznych wakacjach „przekazy od narcystycznej matki”. Np. grożenie dziecku, że za życie jakie prowadzi, przyjdzie kara. Inny przekaz: nie przejmujesz się tym złym, które niesiesz ze sobą, które czynisz samym swoim istnieniem. I nieco makabryczne: na pewno masz jakiś chytry plan, podstępny, który trzymasz w ukryciu, ty zła. Trzeba, więc mieć ciebie na podglądzie, śledzeniu i i pilnować się przed tobą. I na koniec przykładów: Ne wolno być z sobą, trzeba ukrywać siebie, wstydzić się za siebie. Brać przykład z innych, lepszych, silniejszych, którym się wiedzie.
94 punkty; 5 stron kupionego późną wiosną kalendarza na 2023 rok. Wszystkie skropione goryczą i łzami. Wówczas to było rozpoznawanie zniszczeń, nazywanie obrażeń, szukanie skąd przyszedł zapis, introjekt. Teraz, to jest stwierdzenie obecności budulca, energii, zasobów, które można wykorzystać do nowej budowli, nowej konstrukcji MNIE.
Błogosławię tę zmianę, zamianę. Błogosławię to moje TERAZ.