(…) bo od tej reszty, w której łapskach się wciąż czuję, chcę odejść. Nie widzę możliwości, kierunku ucieczki, ochrony siebie, uratowania. Jestem, czuję się w pułapce, uwięzieniu, z wyrokiem… Gdyby udało się odejść – wówczas skończyłaby się moja udręka.
-Taka sytuacja – nawet będąc w tej matni widzę, że zdrowe to nie jest 🙁
Czuję znów, że coś bardzo istotnego się dzieje. Jest „grubo”. Potrzebuję translatora, przewodnika – Grzegorz, mój terapeuta, przyjaciel – tylko Grzegorz.
Od kilku dni dręczy mnie uczucie, że nadchodzi próba unicestwienia mnie, że chcą mnie niesłusznie oskarżyć, zrzucić na mnie odpowiedzialność za swoje działania, wybory i boję się. Wolałabym umrzeć, wcześniej odejść. Nie chcę dożyć do swojej klęski i to jest mój największy strach.
Spotkałam dziś tę maleńką istotkę, która czuje ten lęk i bardzo się boi. Poprosiłam o wsparcie, o pomoc, bo ten lęk, bezsilność i brak wsparcia jakie zapisały się w moim ciele – to duża, przerażająca rzecz. 13 października przyszły doświadczenia, które przywołały ten elementarny brak poczucia bezpieczeństwa, wsparcia, mocy i realność zagrożenia.
Tak mi teraz przyszło, że ta mała Ja, to ogrom nieszczęścia, mnóstwo boleści i innych negatywnych zapisów…
– Czy to moje urojenia? Czy ten lęk, ból maleństwa nie był za duży? Coś mi to wówczas „zrobiło”. Na całe życie zrobiło. Skąd ja wezmę tyle tej miłości dla niej, dla mnie maleńkiej? Jak ja Ją uleczę? Czy pomożesz mi uratować mnie samą? – pytam Grzegorza.
– Tak – zwykłe, nadzwyczajne TAK – i kiedy to teraz spisuję ogarnia mnie ogrom wzruszenia. Serce się otwiera, a łzy wybawiają. Nie oczyszczają, tylko w y b a w i a j ą.
Właściwie, to należy uratować Ją przed samą sobą, czyli przed programami, które jak nic kontynuują zapisy rodziców. To ci n a j w a ż n i e j s i. Od nich zależało życie dziecka, w sensie życia i przeżycia. Trzeba było pilnować, żeby było tak jak chcą – bo jeśli oni zostaną obłaskawieni, to dziecko przeżyje.
Dziewczynka niewidziana, nauczona, że zasługuje na pogardliwe traktowanie siebie, i że to jest jak najbardziej naturalne. To uczucie zalewającej całą mnie niechęci do mnie samej przyszło m.in. od mojego wewnętrznego dziecka…Dziś dla mnie dojrzałej, są to bardzo trudne doświadczenia, a jak się musiała czuć taka mała dziewczynka, kiedy odbierała pogardę od mamy…od taty? Jestem pewna, że jeszcze bardziej beznadziejnie, niż ja kilka dni temu.
I to ostatnie, największe…Takie uczucie bez nadziei, że nadchodzi koniec… Jak otulić to maleństwo miłością, jak dać wsparcie, bezpieczeństwo? Jak to zrobić, żeby poczuło, że nie jest samo, i że nie jest skazane na unicestwienie? Jak dać to co elementarne dla każdego człowieka? Jak dać w s z y s t k o?