Mój świat, to ja.
Spoglądam znad palety z farbami. Na niej kolory świata. We mnie światło sierpnia, chociaż jest lipiec.
Wybieram czuć się pięknie.
Moja mama zmarła. Ale wcześniej już zebrało się we mnie całe dla Niej kochanie. Przeczytałam przed chwilą moje wpisy sprzed roku o Niej, o moich pragnieniach z wtedy. Jakże jestem wdzięczna sobie za uwolnienie tamtych negatywnych emocji. Zamieniłam je w tkliwość, otulenie, miłość.
Moja Mama. Niebieskie oczy, jasna, łagodna twarz, rozkloszowana spódnica, energiczne ruchy ciała, jej dłonie. Moja mama… Kocham moją mamę.
Kocham mojego tatę. W moich wspomnieniach jest uśmiechnięty, łagodny, ufny, dobry, dziękujący za życie. Oboje są w rozczuleniu mojego serca.
Chciałabym ich raz jeszcze przytulić i powiedzieć: dziękuję za życie, za wspólną drogę za wspólny czas. Przepraszam za to, że nie umiałam czuć i dać miłości wówczas, bo jej nie było we mnie.
Teraz kocham. Najważniejsze istoty mojego życia: Ty Mamo i Ty Tato.
Po lutowo-marcowej zmianie wracam do realizacji siebie w życiu. Jako twórca, kreator życia. Bardziej świadomą siebie Sobą maluję resztę swojej historii.
Pewna kobieta powiedziała, że życie nie potrzebuje zmyślonego celu. Powrót do siebie, zamiana tego, co w nas nie jest miłością – w zachwyt, szczęście, dobro, miłość – to istota powołania tutaj.
Nieważne co kto robi, on mi pokazuje mnie. No to, rozglądam się wokół, żeby wciąż i wciąż widzieć siebie.
Daleko zaszłam w układaniu siebie na nowo. Uwielbiam czuć harmonię siebie i spokój, i zakochanie.
I nie wiem co takiego jest w sierpniowym świetle, w zapachu dojrzałych jabłek, w sierpniowej rosie, w głębokiej zieleni wilgotnej trawy, w porannej mgle, w niciach babiego lata, ale jawi mi się jako przepiękne.
Jest jak spełnienie!