Świat wygląda inaczej. Ranki są chłodne. Światło świeci tak, jakby chciało nam pokazać owoce, w pełnej krasie. Jest spokojniejsze, dostojniejsze, nostalgiczne, dłużej i obficiej lśniące. Myślę o górach, o Tatrach. Myślę też o adamczowickiej trzmielinie, której cudne kwiaty i owoce właśnie tutaj poznałam i zachwyciły mnie. Teraz właśnie pokazują się najpiękniej.
Moja Córka ma nowe plany na życie. Jeszcze nie wiem jakie, ale jak Ją znam, będzie to coś spektakularnego.
Ja też nad czymś myślę. Mam nadzieję, że TO zrealizuję. I tak samo jak Ona, nie chcę o tym mówić, ani pisać – jeszcze.
Wiosna jest nadzieją? Dla mnie chyba pędem do koniecznej, nawet nerwowej zmiany. Jesień napawa mnie spokojem. Zbliżająca się jesień skłania do podsumowania, do refleksji. W tym roku do zakończeń, do finalizacji. ZAMKNIĘCIA. Przyszło mi na myśl, żeby pojechać na wrześniowy, lub październikowy tydzień do schroniska na Kalatówki… Mieszkałam tam już – jest pięknie, w sercu gór. Uwielbiam jechać w stronę Tatr samochodem. Ten zapach wilgotnego łopianu w Dolince za bramką…
Mam też nadzieję pojechać na klika dni do swojego domu na wsi, zebrać owoce ziemi. Jabłka, gruszki, aronię. Uporządkować moje zioła. Zebrać owoce bzu (jeśli jeszcze są), pokrzywę, podagrycznik i oregano na pesto. Rozprażyć pomidory z papryką, czosnkiem i oregano.
Czuję teraz finał. Czas owoców, posumowań. Spokój spełnienia i powolne czekanie na zimę.
W moim przypadku, to również czas wyrzuconych ubrań, butów, kartek i innych szpargałów. Czas czyszczenia zapomnianych rzeczy i ubierania zdjęć w ramki. W październiku rozpoczyna się ósma siódemka mojego życia. Nawet nie muszę się zastanawiać nad tym, BO WIEM, że będzie zmiana. Na 2021 kupiłam kalendarz „To będzie dobry rok”. Po ludzku patrząc był parszywy. Patrząc „z przestrzeni” – olbrzymie zmiany, wyjście z toksycznych relacji…
Wspominam łany nawłoci, kwitnących traw i brzózek rosnących na mojej wsi, i tych akacji, które teraz zasypiają, ale wybuchną znów zapachem na nową wiosnę. Wspominam wtorkowy targu w Klimontowie, na którym jest wszystko i do winne wzgórze u ojców Dominikanów w Sandomierzu oraz Parku Piszczeli, po którym przechadzałam się samotnie. Sandomierz, spokój kawy wypijanej na Rynku, w PPTK – miniatura Krakowa, atmosfera Krakowa – dla mnie.
Dziś rano z okna mojej kuchni w Krakowie ujrzałam unoszącą się mgłę – to znad Wisły…