Podczas wczorajszej rozmowy padło pytanie: czy ja wymyśliłam to swoje dzieło po to, żeby pomóc, wesprzeć poprowadzić osoby poddawane długotrwałej, różnorakiej przemocy? Nie.
I zastanawiałam się nad tym jakich argumentów użyć, żeby to co wiąże się z przemocą w moim życiu zabrzmiało tak, jak dziś się przejawia, jak to widzę. Jednocześnie chcę wytłumaczyć, dlaczego tyle o tej przemocy w moich tekstach, podcastach – w mojej historii.
Doszłam oto do takiego wniosku, że przemoc jest czymś co wybrałam. Życie w przemocowych układach, ba, zależnościach jest tym co wybrałam.
I tutaj uwaga, uwaga! Przecież wiedziałam o tym, czytałam, ale nie miałam w środku siebie przeświadczenia o mocy wyborów, o potędze mojej sprawczości. To wykrystalizowało się stosunkowo niedawno.
Bo ja dorastałam w przemocowym domu. Najchętniej wybieraną przez rodziców rozrywką było: wyładowywanie złości, frustracji, gnębienie psychiczne i fizyczne znęcanie się nad dzieckiem. I kiedy mały człowiek tak rośnie w owej atmosferze, to poza tym, że tworzą się różne mechanizmy obronne, to też buduje olbrzymi skład złości, zawiści, nienawiści, smutku, depresji, przerażenia i lęku o siebie.
Takie okoliczności. Chcąc zapracować na odrobinę uwagi i godnego traktowania wciąż i wciąż powtarza swoje znane starania w domu przed rodzicami a potem i poza domem przed partnerem, szefem, dzieckiem…
Psychoterapeuci powiedzą:
– Ale to przecież normalne jest. Tak się to dzieje „przymus powtarzania”. Nie odkrywasz żadnej „ameryki” tymi stwierdzeniami.
– Nieprawda! Co innego jest o tym przeczytać, co innego jest powtarzać: „acha, acha, rozumiem”, a co innego jest poczuć to w ramionach, w swoim ciele. Poczuć to małe dziecko, które mając 3 lata; 25 lat; 50 lat ciągle powtarza te same domowe akcje np. ze swoim pięćdziesięcioletnim partnerem.
W związku z tym uważam, że przemoc jest czymś co może kiedyś nas wybrało, na początku naszej drogi życia, czy było w założeniach, planach naszego przeżywania, doświadczania tutaj – zależy w co kto wierzy. Potem jednak to już my ją wybieraliśmy sami. To nic, że nieświadomie, a właściwie, to ważne, że nieświadomie, bo jest okazja, żeby pokłonić się mocy naszych prawdziwych przekonań…Nie o tym jednak teraz.
Nie chcę, żeby ktokolwiek myślał, że ja będę wspierać będące w zacietrzewieniu osoby, które „dostały”, wręcz dostały od człowieka. Nie. Za dużo czasu sama poświęciłam analizie zaburzeń osobowości, zaburzeń wiązki „B” oraz temu jak bardzo ja nienawidzę – i innym takim. W sensie, w którym szukałam tam siebie, klucza, algorytmu – okej. Jednak w sensie, w którym rozpalałam wszystkie swoje z…. do czerwoności i mówiłam do siebie i innych, (bo szeroko chwaliłam się swoim nieszczęściem) – Acha, to znaczy, że to wszystko przez niego…Aaaa, bo on jest narcyzem! A to ja już rozumiem. To nie moja wina! Ooo, jaka ja biedna jestem, ofiara jego przemocy. I czemu nikt mi nie pomaga i nikt mnie, nie wspiera. To niesprawiedliwe!
I trafiłam na rozmowy Darii Żukowskiej (psycholog kliniczny) z Samem Vakninem (profesor finansów, psychologii) zdiagnozowanym narcyzem. Sam rozkłada zagadnienie relacji z narcyzem na czynniki pierwsze. To on wymyślił i opisał zjawisko „narcystycznej przemocy”. I to on, po wielokroć powtarza, jak bardzo bliski i spełniający obydwie strony jest związek np. osobowości zależnej/bordeline z narcyzem. Przy trwaniu jednocześnie całego zawłaszczenia. Było też o równym wkładzie w powstanie w ogóle takiej relacji.
Przemoc, która mnie dotknęła, którą wybieram w życiu jawi mi się dziś jako duży, czerwony znak zapytania.
?
Czemu ja tego chcę? O co mi chodzi? Co tutaj się odgrywa?
Budzi też oczywiście wiele tkliwości, współczucia, miłości dla mnie i dla tej dziewczynki, kobiety, chłopaka. którzy w tej przemocy tkwili. Mało tego, nie myśleli (zbyt często) o tym, że trzeba z niej wyjść, skończyć, rozwiązać. Namiętnie natomiast szukali sposobu na to, żeby te sytuacje uleczyć i w nich pozostać.
Doświadczenia przemocowe, to dla mnie dziś skarbnica wiedzy o mnie. Pokaźny zasób, odpowiedź na najważniejsze pytania – mądre treści, które kryją się pod moimi wyborami przemocy.
Niemniej jednak, w momencie, w którym człowiek bardzo cierpi, nie umie odejść, lub chce odejść, a nawet odchodzi – i go boli, i chce, żeby się to wreszcie skończyło. Wstydzi się za siebie, bo dociera do niego co się wydarzyło i chce odmienić swoje życie. Chce się uratować. Wyjść na niepodległość, niezależność. To wówczas ja rzucam wszystko i daję swój czas i swoją uwagę. Nie mam niczego cenniejszego.
Nie ma wówczas żadnej istotniejszej sprawy, bo to skrzywdzone dziecko w nas pragnie współczucia, uwagi, otulenia i wsparcia.
Taka refleksja, bo nie żal 😊 Mnie tego nikt, nigdy nie umiał dać – stąd „wybieramsiebie.org” i „doktorat” z budowania relacji z sobą i miłości do siebie.
Tak mnie to moje życie prowadzi.
To tyle tłumaczeń obecności i roli głównego bohatera, czyli PRZEMOCY w mojej historii.