Żegnamy się. To, czego doświadczyłam podczas znajomości z tobą przeważnie było okropne. Wszystko pamiętam. To już koniec. Koniec koszmaru i rozpaczy.
Koniec października `22. Jak co roku, jestem teraz w Tatrach. Siedzę na Polanie Kalatówki. Cala jestem w słońcu. Jest ciepło. Wiatr oczyszcza, wieje nadzieją. Rozpuszczam w padających zza Kasprowego promieniach cały ten ból, który we mnie… Przez ciebie, przeze mnie.
Byłam z sobą w każdej tamtej chwili. Jednak nie przy sobie. Ten ból, beznadzieja i morze łez, które zapisało moje ciało woła o ukojenie, uwolnienie…
To już koniec. To już wszystko. Moje ciało otwiera się na ten ciepły wiatr i na to słońce. Całą sobą chłonę nowe powietrze, kolorowe smugi światła. Ból zamienia się w wiedzę, mądrość, pewność siebie, dostojeństwo, odwagę. Oddaję strach przed tobą i twoją siłą.
Moja głowa wie, że zgodziłam się na to doświadczenie z tobą. Wnioskuję. Przeczuwam, że to było coś wielkiego, majestatycznego, dobrego. Przeczuwam i zaklinam rzeczywistość – to już koniec. Widzę program masochistyczny. Jawi mi się jako potężny.
Czy piszę to ja, czy JA? Teraz należy mi się świadomość, że jestem miłością, która zdecydowała kiedyś, że nie ma ceny, której nie zapłaci za własne wyzwolenie.